Po pierwsze: Jesteście wspaniali!! *O* cieszę się, że mam tak miłych czytelników ;) Jeszcze nie rezygnuję z bloga i dziękuję za motywacje :)
Po drugie: Ważna sprawa, musiałam zmienić parę szczegółów w poprzednich notkach bo
mam nowy plan :D Szczególna zmiana w trzecim akapicie czwartego rozdziału i radzę go przeczytać przed zaczęciem dzisiejszej notki. Chłopcy nie są 1D ! Ale czekajcie ;) jeszcze wszystko będzie OK(mam nadzieję...)
~*~*~*~
Leżała na łóżku wpatrując się niewidzącym wzrokiem w biały sufit. Niechętnie wsłuchiwała się w rytmiczne tykanie zegara. Doskonale przypominał jej o tym jak bardzo ograniczony jest jej czas. Jednak nadal marnowała go, leżąc bezczynnie na zdecydowanie zbyt wygodnej pościeli. Zamknęła powoli oczy i nabrała głęboko powietrza do płuc. Przejeżdżała powoli palcami po kołdrze, skupiając się na miękkim materiale, wypełnionym malutkimi piórkami. Zdała sobie sprawę, jak bardzo przyziemne jest to uczucie, takie oczywiste. Dotyk - uczucie lekkiego mrowienia w opuszkach palców, ciepło przy ogrzanych już od ciała miejscach, wyczuwanie kształtu, a przede wszystkim odkrywanie przedmiotu na nowo. Kiedy zamykasz oczy nic już nie jest takie samo. Musisz się skupić na tym, co cię tak na prawdę otacza, a nie na tym co wiesz. Patrząc - widzisz, a wzrok sprawia, że tak na prawdę mniej czujesz. Kolor i wyraźny ruch zaciera poczucie obecności i zapachu. Po raz kolejny wciągnęła głęboko powietrze do piersi, czując słodki, lawendowy zapach proszku do prania. W tej chwili czuła spokój i cichą radość. Te uczucia były takie namacalne, żywe. Niechętnie na nowo podniosła powieki.
- Iść czy nie iść? - zanuciła lekko te ciche słowa. Jak zawsze siedziała sama,zamknięta w pokoju. Ostatnio coraz gorzej jej było przebywać w towarzystwie innych. Minął już ponad miesiąc od kiedy się przeprowadzili, a ona jeszcze nie była w szpitalu. Czuła się niezbyt dobrze i miała wrażenie, że wszyscy widzą jej osłabienie na każdym kroku. Miała wrażenie, że jedną osobą, która zdawała się niczego nie zauważyć był Niall. Inni przekrzykiwali się wręcz nawałem pytań typu: ,,słabo ci?" ,,coś blada jesteś, źle się czujesz?". Co prawda jej ojciec też niczego nie widział,ale jak już był w domu, to przychodził tak zmęczony, że nawet jej nie zauważał. Dlatego też najczęściej przebywała ostatnio z blondwłosym chłopakiem. Nie mogła tez się opędzić od Harry'ego i Lou, którzy stwierdzili, że muszą nadrobić stracony czas. Dziewczyna chwyciła do ręki telefon. Tydzień temu umówiła się na dzisiaj na wizytę u onkologa. Miała tam być na piętnastą i rano potwierdzić przyjście. Aktualnie była ósma trzydzieści, czyli najwyższa pora żeby to zrobić. Powoli wystukała numer i połączyła się za szpitalem. Wystarczyło tylko kilka chwil rozmowy z pielęgniarką. Kobieta przypomniała jej, że musi zabrać ze sobą wyniki badań, które wcześniej były na niej przeprowadzane. Odetchnęła z ulgą po zakończeniu połączenia. Pierwszy krok ma już za sobą! Teraz musi wstać i poszukać wyników badań i ubezpieczenia. Zdawała sobie sprawę, że jeśli lekarz przepisze jej leki, to nie będą one tanie. Powiedziała wczoraj ojcu, że wybiera się na zakupy, kupić trochę nowych ubrań. Jej rodziciel nie był typem człowieka, który oszczędza na dzieciach. Już od dwóch lat dawał córce nieograniczony dostęp do swoich funduszy. Niemniej jednak nie używała często tej możliwości i była pewna, że zauważyłby sporą ilość straconych pieniędzy.
~*~
Szła szybko przez chodnik, śpiesząc się do szpitala. Bała się tego, ale było tak zimno, że nie miała możliwości na ociąganie. Podsunęła wełniany szalik aż pod nos i dzielnie szła wśród gęsto wirujących płatków śniegu. Akurat dzisiaj pogoda dodatkowo musiała ją przygnębiać. Wiele by dała, żeby ktoś był z nią w trakcie tej wizyty, ale było to niemożliwe. Nikt nie mógł dowiedzieć się o jej chorobie. Zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później będzie musiała o tym powiedzieć, ale im dłużej miała trwać niewiedza bliskich, tym lepiej. Szła dalej, cicho przyznając w myślach, że coraz mniej lubi śnieg. Wtem zobaczyła parę metrów przed sobą znajomą postać z burzą loków powiewających na wietrze. Mimowolny uśmiech wkradł się na jej twarz, kiedy Harry energicznie jej pomachał i podbiegł się przywitać.
- Hej Sus! - uśmiechnął się szeroko, przytulając ją mocno na powitanie.
- Dusisz! - zaśmiała się - Gdzie ty masz czapkę? Ja tu zamarzam ubrana po uszy, a ty spacerujesz jak w jesień - pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Bo ja jestem gorący i nie potrzebuję czapki - powiedział triumfalnie, z całkowitą powagą.
- Tak, oczywiście! Stary tekst Hazz - pokazała mu złośliwie język. W tym momencie przypomniała sobie, że się śpieszy - Wybacz...- przerwało jej wściekłe prychniecie. Odwróciła głowę i zobaczyła jakąś nieznajomą rudą dziewczynę z roziskrzonymi oczami. Była ubrana niezbyt odpowiednio do tej pogody. Krótka kurtka była rozpięta a zielony szalik zwieszał się smętnie z bladej szyi. Brązowe tęczówki lśniły jakimś szalonym blaskiem a miedziane włosy rozwiane przez wiatr licznie zaczepiały się o usta i chwilami silniejszych powiewów zasłaniały prawie całą zaczerwienioną twarz.
- Co ty tutaj robisz Harry?! Wiedziałam, że ty też mnie zostawisz samą! - krzyknęła zrozpaczona i odwróciła się biegnąc w drugą stronę. Susan zauważyła, że trzyma w ręce butelkę alkoholu i chwieje się lekko. Spojrzała zdziwiona na chłopaka.
- Cholera! - Harry parzył przestraszony na oddalającą się dziewczynę - Wybacz Sus, ale muszę iść za nią - spojrzał blondynce przepraszająco w oczy i odbiegł.
- Henley! - usłyszałam jeszcze jego krzyk, zanim zniknął za rogiem. Zdziwiona ruszyła dalej w swoją stronę. Z jednej strony cieszyła się, że tak łatwo się od niego uwolniła, a z drugiej zdziwiło ją pojawienie się tej obcej dziewczyny. Nigdy wcześniej nie słyszała o Henley i zadawała sobie pytanie kim ona jest. Odganiając te myśli skupiła się na nadchodzącej coraz bliżej chwili dotarcia do szpitala.
~*~
- A więc spójrzmy - powiedział na oko sześćdziesięcioletni mężczyzna. Wyglądał dość sympatycznie i otwarcie. Włosy zdążyły mu już całkiem osiwieć a na nosie miał grube okulary w brązowych oprawkach. Twarz miał zmęczoną, ale oczy wesołe, chociaż kryło się w nich jakby zmartwienie- Ostra białaczka limfoblastyczna! Nie spodziewałem się tego, szczerze mówiąc. Najczęściej występuje u dzieci. U starszych osób leczy się ją dużo ciężej - Popatrzył się na nią w skupieniu - Wiesz coś na temat tej choroby? Poprzedni lekarz tłumaczył ci, na czym to polega?
- Nie, nic nie mówił - odpowiedziała cicho - Chyba bał się tego bardziej niż ja. Powiedział mi tylko, że widzi przede mną maksymalnie pięć lat życia - na te słowa lekarz zmarszczył czoło.
- Na jakiej podstawie to niby wywnioskował? Uwierz, da się to wyleczyć przy odpowiednich czynnościach. Oczywiście tylko, jeżeli nie rozprzestrzeni się na różne narządy. Muszę ci chyba wytłumaczyć czym jest ta choroba. To nowotwór układu krwiotwórczego, który charakteryzuje się ilościowymi i jakościowymi zmianami leukocytów, czyli krwinek białych w szpiku, krwi, śledzionie oraz węzłach chłonnych. Łapiesz jeszcze, czy zbyt formalnie?
- Spokojnie, uczyłam się biologii, wiem co to leukocyty - uśmiechnęła się, nie wierząc, że jest szansa, że będzie żyć dłużej- Niech pan kontynuuje
- Leczenie musimy rozpocząć natychmiast. Ma ono doprowadzić do remisji, czyli stanu, w którym we krwi i szpiku nie będzie białaczkowych komórek blastycznych, czyli uszkodzonych, a krew uzyska prawidłowy obraz. Powinno się leczyć w specjalistycznych ośrodkach hematologicznych. Przed rozpoczęciem kuracji trzeba będzie przetoczyć ci krew. Otrzymasz również antybiotyki. Aby osiągnąć całkowitą remisję, niezbędna będzie chemioterapia wraz z wieloetapową farmakoterapią. Stosowane jest dodatkowo leczenie, które ma na celu zabezpieczenie ośrodkowego układu nerwowego przed zajęciem przez chorobę stosuje się metotreksat* podawany dokanałowo oraz radioterapię. Cały proces leczenia może trwać trzy lata, więc będziesz musiała z bardzo wielu rzeczy zrezygnować. Sam pobyt w ośrodku moim zdaniem powinien trwać co najmniej rok. Resztę leczenia możesz mieć tutaj. Niestety wiąże się to z wieloma wydatkami. Same leki są bardzo drogie, a powinnaś je zażywać regularnie. Wypiszę ci dzisiaj receptę, na pierwsze z nich.
- Dobrze, ale ja nie mogę jechać do ośrodka - odparła drżącym głosem.
- To właściwie konieczne, jeśli chcesz się wyleczyć - zdziwiony uniósł brwi
- Zastanowię się jeszcze - odpowiedziała lakonicznie.
- No to może powiesz mi jakie niepokojące objawy widziałaś u siebie przez ostatni czas? Widzę między innymi że jesteś blada, co jest jednym z najwidoczniejszych objawów tej choroby.
- Jestem dużo słabsza niż normalnie, od byle czego robią mi się siniaki. Ostatnio trochę krwawiłam z nosa... Jak na razie chyba tylko tyle, z tego, co zauważyłam.
- Zrobię co będzie się dało, ale jeśli nie zastosujesz szybko poważnego leczenia, to nastąpią przerzuty. A jeśli to się stanie, to niewiele będę mógł zrobić...
~*~
Blondynka wychodziła ze szpitala godzinę później. Doktor postanowił zrobić jej badanie szpiku, ponieważ wcześniej miała tylko badanie krwi. Było to dość bolesne, ale jakoś to wytrzymała. W budynku obok mieściła się mała apteka, do której weszła, w celu zakupienia trzech leków, które zostały jej przepisane na receptę. Podała ją miło wyglądającej farmaceutce i czekała aż przyniesie potrzebne tabletki. Z radia sączyła się cicho muzyka i ze zdziwieniem rozpoznała słowa tekstu
Sitting in a sandpit, life is a short trip
The music's for the sad men
Can you imagine when this race is won?
Turn our golden faces into the sun
Nie słyszała tej piosenki od grudnia. Znowu zaczęła się zastanawiać, czy jej życie będzie krótkie. Teraz już nie miała pojęcia jak długo będzie trwało. Doktor dał jej nadzieję, ale nie zaprzeczył, że może umrzeć już za parę lat. Nie mogła wyjechać do ośrodka, bo nigdy nie uda jej się zachować tego w tajemnicy. Czy to znaczy, że sama wydaje na siebie wyrok śmierci? Jej przemyślenia przerwały wibracje telefonu.
Od: Loulou
Hejka! :) masz chwilę, żeby do mnie wpaść? Nudzi mi się, bo Hazza gdzieś wybył :c
Czemu by nie? I tak nie ma na dzisiaj już innych planów.
Do: Loulou
Pewnie ;) Będę za dwadzieścia minut. Byłam na spacerze i trochę daleko doszłam.
Odpowiedź doszła parę sekund później.
Ooo :o w taką pogodę?! A może byłabyś tak miła i kupiłabyś po drodze marchewki i nutellę? ^^ Bardzo prooooszę!
Pokręciła głową. Ten to wiecznie by tylko wcinał marchewki! Odpisała mu jeszcze, że kupi, po czym weszła do pierwszego z kolei warzywniaka.
~*~
Szarooką od kiedy przyszła do Louisa męczyła jedna myśl. Ona wiedziała, dlaczego nie ma Harry'ego. A przynajmniej, jaki jest powód jego nieobecności. Świetnie się bawiła z Louisem, ale nie mogła powstrzymać wyobraźni. To było bardzo dziwne wydarzenie i miała w pamięci obraz podpitej rudej nastolatki.
- Lou nie wiesz może kim jest Henley? - radosny uśmiech zniknął z twarzy przyjaciela. Podrapał się zmieszany po głowie.
- Ekhm... To dość trudne pytanie. Z nią wiąże się dość długa historia i myślę, że to Harry powinien ci na to odpowiedzieć - odpowiedział, odwracając wzrok. Blondynka zdziwiła się słysząc te słowa. Jeszcze raz przywołała w pamięci obraz twarzy dziewczyny.
~*~^~*~
*organiczny związek chemiczny
~*~
Szła szybko przez chodnik, śpiesząc się do szpitala. Bała się tego, ale było tak zimno, że nie miała możliwości na ociąganie. Podsunęła wełniany szalik aż pod nos i dzielnie szła wśród gęsto wirujących płatków śniegu. Akurat dzisiaj pogoda dodatkowo musiała ją przygnębiać. Wiele by dała, żeby ktoś był z nią w trakcie tej wizyty, ale było to niemożliwe. Nikt nie mógł dowiedzieć się o jej chorobie. Zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później będzie musiała o tym powiedzieć, ale im dłużej miała trwać niewiedza bliskich, tym lepiej. Szła dalej, cicho przyznając w myślach, że coraz mniej lubi śnieg. Wtem zobaczyła parę metrów przed sobą znajomą postać z burzą loków powiewających na wietrze. Mimowolny uśmiech wkradł się na jej twarz, kiedy Harry energicznie jej pomachał i podbiegł się przywitać.
- Hej Sus! - uśmiechnął się szeroko, przytulając ją mocno na powitanie.
- Dusisz! - zaśmiała się - Gdzie ty masz czapkę? Ja tu zamarzam ubrana po uszy, a ty spacerujesz jak w jesień - pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Bo ja jestem gorący i nie potrzebuję czapki - powiedział triumfalnie, z całkowitą powagą.
- Tak, oczywiście! Stary tekst Hazz - pokazała mu złośliwie język. W tym momencie przypomniała sobie, że się śpieszy - Wybacz...- przerwało jej wściekłe prychniecie. Odwróciła głowę i zobaczyła jakąś nieznajomą rudą dziewczynę z roziskrzonymi oczami. Była ubrana niezbyt odpowiednio do tej pogody. Krótka kurtka była rozpięta a zielony szalik zwieszał się smętnie z bladej szyi. Brązowe tęczówki lśniły jakimś szalonym blaskiem a miedziane włosy rozwiane przez wiatr licznie zaczepiały się o usta i chwilami silniejszych powiewów zasłaniały prawie całą zaczerwienioną twarz.
- Co ty tutaj robisz Harry?! Wiedziałam, że ty też mnie zostawisz samą! - krzyknęła zrozpaczona i odwróciła się biegnąc w drugą stronę. Susan zauważyła, że trzyma w ręce butelkę alkoholu i chwieje się lekko. Spojrzała zdziwiona na chłopaka.
- Cholera! - Harry parzył przestraszony na oddalającą się dziewczynę - Wybacz Sus, ale muszę iść za nią - spojrzał blondynce przepraszająco w oczy i odbiegł.
- Henley! - usłyszałam jeszcze jego krzyk, zanim zniknął za rogiem. Zdziwiona ruszyła dalej w swoją stronę. Z jednej strony cieszyła się, że tak łatwo się od niego uwolniła, a z drugiej zdziwiło ją pojawienie się tej obcej dziewczyny. Nigdy wcześniej nie słyszała o Henley i zadawała sobie pytanie kim ona jest. Odganiając te myśli skupiła się na nadchodzącej coraz bliżej chwili dotarcia do szpitala.
~*~
- A więc spójrzmy - powiedział na oko sześćdziesięcioletni mężczyzna. Wyglądał dość sympatycznie i otwarcie. Włosy zdążyły mu już całkiem osiwieć a na nosie miał grube okulary w brązowych oprawkach. Twarz miał zmęczoną, ale oczy wesołe, chociaż kryło się w nich jakby zmartwienie- Ostra białaczka limfoblastyczna! Nie spodziewałem się tego, szczerze mówiąc. Najczęściej występuje u dzieci. U starszych osób leczy się ją dużo ciężej - Popatrzył się na nią w skupieniu - Wiesz coś na temat tej choroby? Poprzedni lekarz tłumaczył ci, na czym to polega?
- Nie, nic nie mówił - odpowiedziała cicho - Chyba bał się tego bardziej niż ja. Powiedział mi tylko, że widzi przede mną maksymalnie pięć lat życia - na te słowa lekarz zmarszczył czoło.
- Na jakiej podstawie to niby wywnioskował? Uwierz, da się to wyleczyć przy odpowiednich czynnościach. Oczywiście tylko, jeżeli nie rozprzestrzeni się na różne narządy. Muszę ci chyba wytłumaczyć czym jest ta choroba. To nowotwór układu krwiotwórczego, który charakteryzuje się ilościowymi i jakościowymi zmianami leukocytów, czyli krwinek białych w szpiku, krwi, śledzionie oraz węzłach chłonnych. Łapiesz jeszcze, czy zbyt formalnie?
- Spokojnie, uczyłam się biologii, wiem co to leukocyty - uśmiechnęła się, nie wierząc, że jest szansa, że będzie żyć dłużej- Niech pan kontynuuje
- Leczenie musimy rozpocząć natychmiast. Ma ono doprowadzić do remisji, czyli stanu, w którym we krwi i szpiku nie będzie białaczkowych komórek blastycznych, czyli uszkodzonych, a krew uzyska prawidłowy obraz. Powinno się leczyć w specjalistycznych ośrodkach hematologicznych. Przed rozpoczęciem kuracji trzeba będzie przetoczyć ci krew. Otrzymasz również antybiotyki. Aby osiągnąć całkowitą remisję, niezbędna będzie chemioterapia wraz z wieloetapową farmakoterapią. Stosowane jest dodatkowo leczenie, które ma na celu zabezpieczenie ośrodkowego układu nerwowego przed zajęciem przez chorobę stosuje się metotreksat* podawany dokanałowo oraz radioterapię. Cały proces leczenia może trwać trzy lata, więc będziesz musiała z bardzo wielu rzeczy zrezygnować. Sam pobyt w ośrodku moim zdaniem powinien trwać co najmniej rok. Resztę leczenia możesz mieć tutaj. Niestety wiąże się to z wieloma wydatkami. Same leki są bardzo drogie, a powinnaś je zażywać regularnie. Wypiszę ci dzisiaj receptę, na pierwsze z nich.
- Dobrze, ale ja nie mogę jechać do ośrodka - odparła drżącym głosem.
- To właściwie konieczne, jeśli chcesz się wyleczyć - zdziwiony uniósł brwi
- Zastanowię się jeszcze - odpowiedziała lakonicznie.
- No to może powiesz mi jakie niepokojące objawy widziałaś u siebie przez ostatni czas? Widzę między innymi że jesteś blada, co jest jednym z najwidoczniejszych objawów tej choroby.
- Jestem dużo słabsza niż normalnie, od byle czego robią mi się siniaki. Ostatnio trochę krwawiłam z nosa... Jak na razie chyba tylko tyle, z tego, co zauważyłam.
- Zrobię co będzie się dało, ale jeśli nie zastosujesz szybko poważnego leczenia, to nastąpią przerzuty. A jeśli to się stanie, to niewiele będę mógł zrobić...
~*~
Blondynka wychodziła ze szpitala godzinę później. Doktor postanowił zrobić jej badanie szpiku, ponieważ wcześniej miała tylko badanie krwi. Było to dość bolesne, ale jakoś to wytrzymała. W budynku obok mieściła się mała apteka, do której weszła, w celu zakupienia trzech leków, które zostały jej przepisane na receptę. Podała ją miło wyglądającej farmaceutce i czekała aż przyniesie potrzebne tabletki. Z radia sączyła się cicho muzyka i ze zdziwieniem rozpoznała słowa tekstu
Sitting in a sandpit, life is a short trip
The music's for the sad men
Can you imagine when this race is won?
Turn our golden faces into the sun
Nie słyszała tej piosenki od grudnia. Znowu zaczęła się zastanawiać, czy jej życie będzie krótkie. Teraz już nie miała pojęcia jak długo będzie trwało. Doktor dał jej nadzieję, ale nie zaprzeczył, że może umrzeć już za parę lat. Nie mogła wyjechać do ośrodka, bo nigdy nie uda jej się zachować tego w tajemnicy. Czy to znaczy, że sama wydaje na siebie wyrok śmierci? Jej przemyślenia przerwały wibracje telefonu.
Od: Loulou
Hejka! :) masz chwilę, żeby do mnie wpaść? Nudzi mi się, bo Hazza gdzieś wybył :c
Czemu by nie? I tak nie ma na dzisiaj już innych planów.
Do: Loulou
Pewnie ;) Będę za dwadzieścia minut. Byłam na spacerze i trochę daleko doszłam.
Odpowiedź doszła parę sekund później.
Ooo :o w taką pogodę?! A może byłabyś tak miła i kupiłabyś po drodze marchewki i nutellę? ^^ Bardzo prooooszę!
Pokręciła głową. Ten to wiecznie by tylko wcinał marchewki! Odpisała mu jeszcze, że kupi, po czym weszła do pierwszego z kolei warzywniaka.
~*~
Szarooką od kiedy przyszła do Louisa męczyła jedna myśl. Ona wiedziała, dlaczego nie ma Harry'ego. A przynajmniej, jaki jest powód jego nieobecności. Świetnie się bawiła z Louisem, ale nie mogła powstrzymać wyobraźni. To było bardzo dziwne wydarzenie i miała w pamięci obraz podpitej rudej nastolatki.
- Lou nie wiesz może kim jest Henley? - radosny uśmiech zniknął z twarzy przyjaciela. Podrapał się zmieszany po głowie.
- Ekhm... To dość trudne pytanie. Z nią wiąże się dość długa historia i myślę, że to Harry powinien ci na to odpowiedzieć - odpowiedział, odwracając wzrok. Blondynka zdziwiła się słysząc te słowa. Jeszcze raz przywołała w pamięci obraz twarzy dziewczyny.
~*~^~*~
*organiczny związek chemiczny
Trafiłam na twój blog przez przypadek i nie żałuję bo ta historia jest świetna. Mam nadzieję że szybko pojawi się tu następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że odrobiłaś lekcję xD Rzeczywiście wyczytałaś wszystko o tych chorobach. Czyli można to wyleczyć? O.o Jak Cię znam nie skorzystasz, ale kto wie? Może nas zaskoczysz :P
OdpowiedzUsuńSorki, że dopiero teraz komentuję, ale wcześniej mi się komentarz nie dodał -,-
Przepraszam znowu przez tydzień nie miałam internetu i teraz jeszcze te święta i przygotowania mam nadzieje, że zrozumiesz. Miałam długi komentarz napisany, ale się usunął i jestem wkurzona. Co do rozdziału szkoda, że zrobiłaś ich nie sławnych ciekawie by było jak by robili jej zdjęcia w szpitalu później awantury w brukowcach np. przyjaciółka one direction w ciąży coś takiego a później awantura z harrym louisem i resztą :), ale to twoja decyzja. Zastanawiam co to za Henley. I ona ma pojechać to kliniki i nie umrzeć :( to na tyle idę ubierać choinkę kocham i czekam <3
OdpowiedzUsuń